TURKMENISTAN 2019
Poniżej zamieściłam fotki
z poszczególnych miejsc,
a na koniec poczytacie
o podróży i przygodach...
Aschabat- stolica z białego marmuru
wpisane listę rekordów Guinnessa jako największe miasto wybudowane z białego marmuru
i dzięki nim dostałam wizę
o 4:15 rano
jako wielki ptak
tak, tak
wszechobecny
Pałac Ślubów
złoty
w Parku Niepodległości, pomnik obecnego prezydenta
napisana przez pierwszego prezydenta, którą każdy musiał znać na pamięć
dzielnica Aschabatu, gdzie urodził się pierwszy prezydent Turkmenistanu, to mauzoleum gdzie jest pochowany , również jego rodzeństwo i rodzice
czyli pierwszego prezydenta
bitwa pod Gokdepe z XIX w. ( z Rosją), trzęsienie ziemi z 1948 r.i II wojna Światowa
Nisa- ruiny wpisane listę UNESCO
stanowisko archeologiczne niedaleko Aszchabadu
Nisa była ważnym ośrodkiem miejskim już na przełomie VI i V wieku p.n.e
Mary i Merw-Antiochia Margiańska
9 zdobywców nagród -konie!
4500 r pne miasto na Jedwabnym Szlaku
starożytne miasto Sassanidów
pomnik prezydenta
sprzątające
stolica Turków Selżuckich
Erbent-wioska, Darwaza-Wrota Piekieł, Konye -Urgench, Dashoguz!
natrafiliśmy na przygotowanie do uroczystości
zawsze integruję się z miejscowymi
Darwaza
Dashoguz - lotnisko
Geok Depe Meczet, Nohur -wioska, Kow Ata-podziemne jeziora
upamiętniający bitwę 1881 r. z imperium rosyjskim
stare drzewo jaworowe
szczelina w skale, drzwi do raju
poczęstunek pielgrzymów
Yanikala
to centrum pielgrzymkowe
Awaza- kurort nad morzem Kaspijskim
do Awaza nie mogą wjeżdżać prywatne samochody...
Turkenbaszy czyli Krasnowodzk
nowy port w Baku
Turkmenistan 2019 r.
Prawdopodobnie nigdy bym nie pojechała do tego kraju, gdyby nie lektura książki Eriki Fatland pod tytułem „Sowietstany”. Kupiłam ją przed wyjazdem do Kazachstanu. Treść rozdziału poświęconego Turkmenistanowi spowodowała, że musiałam tam pojechać. Autorka nazwała ten kraj Absurdystanem. A ja lubię wyzwania. Tłumaczę jednym zdaniem: jest porównywany do Korei Północnej. To odizolowany kraj. Każdy z sąsiednich krajów można odwiedzić bez problemu, bo albo Polaków nie obowiązują wizy, albo też można je łatwo zorganizować przez Internet. Inaczej jest z Turkmenistanem, do którego można wjechać, posiadając wizę turystyczną. Taką ja zdobyłam, wykupując u lokalnego operatora drogą (128$ za dzień) wycieczkę na 12 dni. Innym sposobem na wjazd do tego kraju jest zdobycie wizy tranzytowej, ale można przebywać na terenie kraju do 5 dni i należy okazać wizę sąsiedniego państwa. Jednak ta metoda też nie zawsze jest skuteczna. Władze kraju nie chcą, aby przyjeżdżali do niego turyści, a ci, którzy na to się zdecydują, muszą za to zapłacić. Opłata za wycieczkę obejmuje: noclegi w niezłych hotelach, wszelkie środki transport,a więc samochód, pociąg i samolot, jedzenie (z małymi wyjątkami), tylko za bilety wstępu do muzeów trzeba samemu zapłacić. Biorąc pod uwagę, że ceny hoteli dla cudzoziemca są w dolarach i płaci dużo więcej niż obywatel Turkmenistanu (w manatach, lokalnej walucie) – wcale nie jest to opcja bardzo droga. To kraj jest drogi dla turysty, a nie wycieczka. Ale z drugiej strony, w kraju jest czarny rynek walutowy i to jest korzystne dla cudzoziemca (przebicie 5,5 - krotne).
Pozwólcie, że pokrótce opowiem, co mnie zafrapowało.
W wyniku rozpadu Związku Radzieckiego, dokładnie (bo ten dzień jest świętem Niepodległości) 27 października 1991 r., Turkmenistan ogłosił niepodległość. Pierwszym prezydentem został były działacz partii komunistycznej, który wtedy zmienił poglądy – nazywał się - Saparmyrat Nyýazow. W tym miejscu dodam, że pierwszy prezydent piął się po szczeblach kariery politycznej jako sierota: matkę i dwóch braci stracił w wyniku trzęsienia ziemi w 1948 r., ojciec zginął wcześniej, w czasie II wojny światowej, więc, jak mówią złośliwi, pozostał mu tylko wujek Stalin, który zapewnił mu wykształcenie i rozwój.
Kontynuując opowieść o polityce, dodam, że wyczytałam w Internecie, że wskaźnik demokracji lokuje Turkmenistan na 162. miejscu spośród 167 sklasyfikowanych krajów, wskaźnik wolności prasy na 178. pozycji (gorzej jest tylko w Erytrei i Korei Północnej). Z kolei w rankingu wolności gospodarczej Turkmenistan plasuje się na 169. miejscu wśród 180 państw. Dane z 2018 r.
Kiedy to wszystko przeczytałam, to nie mogłam nie pojechać do Turkmenistanu - Absurdystanu.
Kraj ten jest 1,5 raza większy od Polski, a pustynia Kara-kum obejmuje prawie 80% jego powierzchni. Zamieszkuje go ok. 5,5 mln ludzi, czyli ma ok. 7 razy mniej obywateli niż Polska.
Terytorium Turkmenistanu ma długą i zmienną historię. Wiele armii starożytnych i współczesnych imperiów (Aleksandra Wielkiego, Arabów oraz ludy mongolsko-tatarskie, Rosja carska i sowiecka) podbijało te ziemie, niepodległość uzyskał w 1991 roku. Tędy przebiegał Jedwabny Szlak. Niby pustynia – ale znajduje się tu mnóstwo wykopalisk archeologicznych, także tych wpisanych na listę UNESCO; zachowały się ruiny starożytnych miast i twierdz, które są świadectwem bogatej przeszłości tych ziem.
...
W ten sposób zobaczyłyśmy po raz pierwszy to dziwne miasto. Po południu odbyłam swój pierwszy indywidualny spacer. Hotel był świetnie położony i można było dojść piechotą do wielu ciekawych miejsc. Oczywiście poszłam - główną ulicą Magtymguły, przy której był hotel - obserwując ludzi, szczególnie kobiety kolorowo ubrane, “na ludowo”; miały długie dopasowane suknie z dekoltem obszytym wyszywanką w tradycyjne wzory, włosy miały upięte i zakryte chustą w barwne wzory.
...
Dzięki objazdowi samochodem z kierowcą - Achmedem, szczegółowiej poznałyśmy budowle miasta. Niektóre widziałyśmy dzień wcześniej, ale dodatkowo: imponujące Koło Młyńskie, ekstrawagancki budynek Pałacu Ślubów, Ministerstwo Stomatologii w kształcie zęba (przypominam, że prezydent był dentystą), kompleks - miasteczko olimpijskie (zbudowane na okoliczność Azjatyckiej Olimpiady Halowej z 2017 r.) - świecące pustkami, Centrum poświęcone m.in. trzęsieniu ziemi z 1948 r. i Ertogrul Ghazi - meczet. Oglądając rządowe budynki, stwierdziłam, że więcej tu ministerstw niż, chyba, ministrów. Jest i – uwaga - Ministerstwo Konia, bo koń to sprawa państwowa i święta. W tym kraju nie jada się koniny, a złe traktowanie konia jest uważane za jedno z najgorszych przestępstw. W Turkmenistanie konie i ich wyścigi to sprawa wagi państwowej, szczególnie jeżeli chodzi o konie rasy Akhal-Teke (zwane "skrzydłami Turkmenów”, lekkie i dumne, jak określił jeden z naszych kierowców), które znalazły się jako element turkmeńskiego godła i na banknotach. Specjalnym dekretem drugi (obecny) prezydent Turkmenistanu, który przyjął tytuł Narodowego Hodowcy Koni, zarządził, że padłe konie chowane są na specjalnych cmentarzach. Dlatego Ministerstwo Konia jest niezbędne, aby prowadzić dokumentację dotyczącą koni, które traktuje się jak człowieka i członka rodziny. Jeszcze będę pisać o mojej wizycie u jednego z hodowców championów.
...
Centrum poświęcone ofiarom trzęsienia ziemi jest imponujące.
...
Pewnego wieczoru w restauracji obok hotelu pojawiła się dekoracja, więc - zapachniało weselem. Jak to zwykle robię, zapytałam, gdzie jest panna młoda i czy mogę popatrzeć. Reasumując - zaproszono mnie do słołu, pojadłam i potańczyłam. Zaznaczam, że alkohol był tylko na jednym stole i tam siedzieli sami mężczyźni. Była orkiestra i wodzirej. Na ścianie wyświetlano sceny weselne. Posłuchałam o zwyczajach, o tym, że aby poślubić kobietę z Turkmenistanu, trzeba zapłacić (to się nazywa “kołyn”) przyszłej teściowej i to kwotę niebagatelną - średnio 10, opowiadał mi jeden pan (chwalił się), że nawet - 40 tysięcy - uwaga - dolarów. Majątek, szczególnie w tamtym kraju. Nawet jeden z moich kierowców (Achmed) nie chciał Turkmenki za żonę - tylko Rosjankę (za darmo!) - ale matka się nie zgodziła. Pieniądze są przeznaczone na suknie i biżuterię panny młodej, ale też np. na meble przyszłego domu. Jeśli młodzi się kochają i są ze sobą od dawna, to wchodzi w grę tzw. porwanie… Aby się wykręcić od płacenia. Wesele, na którym byłam, było skromne - 350 osób, bo normalnie to, podobno, 1000 gości się bawi. Byłam zdumiona, gdy po tańcach podeszła do mnie pewna pani i wręczyła piękną chustę w kwiaty - okazało się, że to takie podziękowanie za uczestnictwo (co innego otrzymywali mężczyźni, dzieci - koszulki z rysunkami). Przy wyjściu wręczono mi bukiet suszonych ziół i kwiatów (juzerlik), aby je powiesić nad drzwiami w domu, bo to "odgania złe moce". Takie bukiety są też sprzedawane na bazarach. Mój był "ślubnie" obwinięty w kolorowy celofan. Dowiozłam go w całości i wstawiłam do wazonu.
...
Jedziemy samochodem dalej na północ. Na szosie wolnym krokiem snują się wielbłądy. Pejzaż ten sam: piaski, troszkę zieleni, rurociągi z wodą i rury z gazem. Głównym produktem eksportowym Turkmenistanu jest ropa i gaz ziemny. Za czasów panowania Turkmenbaszy mieszkańcy nie musieli płacić za gaz, prąd i ogrzewanie. Teraz trochę się zmieniło, bo Rosjanie mniej importują. Ale w dalszym ciągu za te media płaci się grosze. Więcej kosztują liczniki, które są w tej chwili zakładane w mieszkaniach, niż wynosi opłata za wodę, stwierdziła znajoma Ormianka, o której, oczywiście, jeszcze napiszę. Benzyna w dalszym ciągu jest bardzo tania (ok. 1,50 zł za litr), a co się z tym wiąże - tanie są bilety samolotowe czy transport samochodem. Te udogodnienia miały na celu “przekupienie” społeczeństwa. Nie wiem, może niektórzy ze strachu się nie buntują? Bo są tego konsekwencje. Unikałam rozmów na tematy polityczne.
...
Jedziemy dalej. Po drodze odwiedziłam Erbent - wioskę pustynną, która bardzo mnie rozczarowała. Zawsze lubiłam wioski i ich mieszkańców. W Erbent zabrakło mi tego, żeby popenetrować i pogadać. Zobaczyłam jednopiętrowe budynki, jurty, wielbłądy, stare piece i .... bałagan. Pomnik z czasów radzieckich w centrum wioski upamiętniał jedenastu zwolenników socjalizmu, którzy zginęli podczas walk w 1931 r. zabici przez ludzi reprezentujących antybolszewicki zbrojny ruch narodowo-religijny (Basmaczi). Siedzący pod meczetem starcy zachęcali do rozmowy, ale... nie było czasu!
...
Darwaza to symbol Turkmenistanu. Miejsce położone jest około 250 km od stolicy na pustyni Kara kum. "Darwaza" oznacza po turkmeńsku bramę/wrota, stąd wzięła się potoczna nazwa zjawiska, o którym opowiem. Miejsce zasłynęło z tego, że w latach 70. ubiegłego wieku tutaj właśnie radzieccy naukowcy poszukiwali złóż gazu. Podczas odwiertu ciśnienie pod ziemią gwałtownie spadło i zapadł się kawał gruntu skalnego. Z powstałej dziury zaczął ulatniać się gaz ziemny. By nie uchodził do atmosfery i nie zagrażał ludziom, radzieccy specjaliści postanowili go podpalić. Całość miała sama zgasnąć po kilku dniach. No i co? Złoże okazało się na tyle bogate, że pożar trwa do dziś i nie ma sposobu, aby go ugasić, bo po co, skoro przyciąga turystów. Poczujcie klimat. Jestem na pustyni, ciemna noc, gorąco, a powodem - płonący gaz. Krater można obejść dookoła, ale są miejsca, gdzie temperatura mnie przerażała. Bałam się, że aparat fotograficzny mi się roztopi. Sporo (relatywnie) turystów pstryka zdjęcia i patrzy na ogień. To nic innego jak wielka dziura w ziemi: 70 m średnicy i głębokości 30 m - od około 50 lat nieustannie płonie. Nie na próżno więc to miejsce nazwano Wrotami Piekieł. Najpiękniej wygląda nocą. Dlatego w niedalekiej odległości od dziury postawiono jurty (wyposażone w szafki i łóżka), można też rozbić namiot, są prysznice, agregat wieczorem pozwala na kąpiel w ciepłej (!) wodzie, są i miejsca na piknikowanie. Oczywiście wszystko pod kontrolą. Międzynarodowe towarzystwo zostało przez organizatorów nakarmione i szybko poszliśmy oglądać ogień. Rano w świetle dziennym wyglądało to inaczej, ale też imponująco.
...
Już pisałam troszkę o zabytkach. Ale największą sławą cieszy się Merw. Leży koło współczesnego miasta Mary. Starożytne Merw to miasto tysiąca i jednej historii. Jego mury obronne otaczają przestrzeń około 400 ha, a ich pochodzenie datuje się na XI-XII w. Same początki miasta sięgają panowania perskiej dynastii Achemenidów, czyli ok. V w. p.n.e. Dalej dzieje były burzliwe i nie chcę nikogo zamęczać. W telegraficznym skrócie: po panowaniu Greków miasto przejęli Sasanidzi, a następnie Arabowie.
...
Całkiem blisko Aszchabadu, w Geok Depe, jest współczesny meczet, postawiony w miejscu fortecy z 1881 r. Pamiętacie? To data klęski pod Geok Depe z Rosjanami. Ważna data. Meczet Saparmurat Hajji został zbudowany w latach 1994-1995 r. na pamiątkę żołnierzy, obrońców tej twierdzy. Pierwszy prezydent poszedł z pielgrzymką do Mekki i wrócił… z forsą! Zalecał to robić każdemu obywatelowi. Tak opowiadał Rasun.
...
W ramach wycieczki po Turkmenistanie jechałam też pociągiem: z Aszchabadu do Turkmenbaszy. To nowa nazwa miasta Krasnowodzk (Czerwona Woda). Miasto leży nad Morzem Kaspijskim. Przedzielają je góry. W 1942 r. przez Krasnowodzk ewakuowały się wojska gen. Andersa do Iranu.
...
Awaza kiedyś była miasteczkiem/osadą zamieszkiwaną przez zwykłych ludzi. Teraz, zgodnie z pomysłem pierwszego prezydenta, ma być ogromnym skupiskiem wielkich hoteli nad Morzem Kaspijskim – niedaleko (ok. 10 km) od miasta Turkmenbaszy. Ludzi wysiedlono. Awaza - cały czas w budowie, ma być (i już jest?) luksusowym kurortem. Pierwszymi budynkami oddanymi do użytku w 2009 r. było osiem wieżowców z hotelami i restauracjami. Koniec budowy zaplanowano na 2020 r. Obecny prezydent oświadczył, że ma tam powstać 60 nowoczesnych hoteli. Wszystko wygląda kuriozalnie - pusto (podobno było po sezonie, ale nie sadzę, że to główna przyczyna), hotel, w którym mieszkałam wykonany tandetnie - pozornie luksusowy, ale wszytko się sypało, klamka odpadała, drzwi się nie domykały itp. Puste ulice, nad morzem parę osób spacerowało, niektórzy się kąpali, były baseny i parki. Wieczorem Awaza tonęła w światłach. Brak sklepów, a w hotelach żądali od zagranicznych turystów ba...ardzo dużych pieniędzy, oczywiście w dolarach. Zresztą wszędzie (oprócz np. bazarów i sklepów w miastach) turysta płaci dolarami, w hotelach inne ceny są dla obcokrajowców a inne dla obywateli Turkmenistanu - w lokalnej walucie (w manatach). Ale ceny w Awaza są absurdalne. Absurdem jest też fakt, że do Awazy nie można wjechać prywatnym samochodem, tylko państwową taksówką. Mój kierowca Łeba zostawiał samochód na obrzeżu Turkmenbaszy i brał taksówkę. Pocieszające jest, że jeżdżą autobusy z miasta, bo pracownicy hoteli przecież muszą normalnie dojechać do pracy.
Taki kraj.
27 września w Turkmenistanie obchodzone jest święto Niepodległości. Tego dnia byłam w Awaza. W telewizji obejrzałam z ciekawością i trochę z przerażeniem pokaz siły i miłości do panującego prezydenta. Prezydent siedział na balkonie i machał do przedstawicieli swego narodu. Wszystko odbywało się na placu przed pałacem w Aszchabadzie. Występom, śpiewom, tańcom, pokazom (koni, wojska, sportowców…) nie było końca. W pewnym momencie zauważyłam, że ten, którego tak wszyscy kochają i mu dziękują – siedzi za szkłem…I nie mam na myśli ekranu telewizyjnego.
....
Nasza wycieczka kończyła się w mieście Turkmenbasza po powrocie z Awazy. Stąd planowałyśmy wypłynąć promem do stolicy Azerbejdżanu – Baku. Wiadomo było wcześniej, że nie wiadomo (właśnie), kiedy będzie prom wypływać, dlatego wizę miałyśmy przedłużoną z góry o parę dni. I rzeczywiście, czekałyśmy na prom jeszcze dwa dodatkowe dni. Nie nudziło się nam, bo miasto warte było spacerów, a i siostry nas zapraszały w odwiedziny. Zaproponowały nocleg i dotarło to do biura. Trzeba było słyszeć błagalne słowa: ”ja bardzo proszę, bardzo proszę, nie wolno wam nocować prywatnie, idźcie z wizytą, ale musicie spać w hotelu”. Nie chciałam robić nikomu na złość; cena najtańszego, ale przyzwoitego hotelu wynosiła 46 $ za pokój dwuosobowy, nie było najgorzej.
...
Na tym nie koniec. Czekałyśmy w porcie od 11:00 przed południem do 21:00. Ale to jeszcze nie koniec. Odprawa trwała cztery godziny! I znowu czekanie na ławkach (sklepy zamknięte, barów brak). I wreszcie weszłyśmy wraz z innymi (w tym z dwoma Polakami) na prom. Cudzoziemców reprezentowała nasza czwórka i dwóch Japończyków, reszta to wiozący wielkie toboły Turkmeni (pościel i ręczniki na handel do Azerbejdżanu). Po pańsku zakupiłyśmy kajutę, koszt - łącznie 130 $. Uwaga - Turkmeni płacą 80 manatów, czyli wg kursu banku niecałe 23 $, wg kursu czarnego rynku … 4 $! W cenie – była najpierw kolacja i rano - śniadanie!. Płynęliśmy ok. 16 godzin; Ale to nadal nie koniec - w nowym porcie k. Baku czekaliśmy, czekaliśmy, czekaliśmy. Zegarki trzeba było przesunąć o godzinę. Minęła 14:30 czasu lokalnego. Nas, cudzoziemców, odprawili pierwszych. O 18:30 wsiedliśmy do podstawionego autobusu. Od chwili przyjazdu do portu w Turkmenbaszy minęło 34 godziny. Witajcie w Azerbejdżanie.