Meksyk - 2006r.
I'm a paragraph. Click here to add your own text and edit me. It’s easy. Just click “Edit Text” or double click me and you can start adding your own content and make changes to the font. I’m a great place for you to tell a story and let your users know a little more about you.
I'm a paragraph. Click here to add your own text and edit me. It’s easy. Just click “Edit Text” or double click me and you can start adding your own content and make changes to the font. I’m a great place for you to tell a story and let your users know a little more about you.
W 2006 r. za cel mojej podróży wybrałam Meksyk: może dlatego, że chodziłam do szkoły podstawowej im. Benito Juareza – pierwszego prezydenta Meksyku – Indianina, postaci do dziś wielce szanowanej: „Viva, viva la amistad Mexicana-Polaca, przyjaźń Polsko-Meksykańska niech na wieki nam trwa…” – tak śpiewaliśmy… 50 lat temu!
Nie chciałam zwiedzać tylko „ruin”, a pobyt w luksusowych kurortach, takich jak Cancun czy Acapulco, zamieniłam na wypad w stronę Teksasu na północny zachód.
Opracowałam trasę podróży (warto popatrzeć na mapę, w ogóle to zawsze warto popatrzeć na mapy): Mexico-City, autobusami do: Puebla i Oaxaca, San Cristobal de las Casas i okolice, Palenque (stąd zwiedzanie Bonampak i Yaxchilan oraz trzech wodospadów), Campeche, Merida, Chichen Itza, z Meridy – samolotem przez Mexico City do Los Mochis, pociągiem do Creel, pociągiem do Chichuahua, autobusami do Guanajuato i Queretaro, ostatnie dni w Mexico City. Koniec.
Przyznam, że bardzo trudno było mi opracować podróż trwającą 21 dni i poznać ten kraj – siedem razy większy niż Polska, o tak bogatej przeszłości
...
Ślady historii są tam wszędzie, wiele jeszcze nieznanych – mówi się, że każda obrośnięta górka może być nieodkrytą piramidą! W języku nahuatl, którym oprócz angielskiego i urzędowego hiszpańskiego, do dziś posługują się mieszkańcy Płaskowyżu Meksykańskiego, opisane są większe zabytki. Jednak czytać o nich, a zobaczyć na własne oczy, to dwie różne przyjemności.
..
Największą jednak atrakcją w zwiedzaniu pozostałości po czasach prekolumbijskich był dla mnie dzień 21 marca – zrównania dnia z nocą (ponownie 23 września), kiedy w Chichen Itza (najbardziej znaczące miasto Majów na Jukatanie w okresie postklasycznym) odbywa się „festiwal” związany z równonocą wiosenną, bowiem wówczas „pierzasty wąż (Kukulkan) „wije się” na piramidzie. zefa, przy udziale mieszkańców i władz miasta: były tańce i śpiewy, a jaskrawe kolory sukien wirowały w powietrzu.
...
Trudno być w tym kraju i nie trafić na jakieś święto, Meksykanie zawsze się bawią, byłam w okresie Wielkiego Postu, ale zawsze wieczorem, na głównym zocalo (placu), w każdym mieście, była zabawa: tańczyli starzy i młodzi, grubi i jeszcze grubsi, chudych tu brak – winne są chyba te tortille!
Piękne miasta kolonialne Meksyk zawdzięcza Cortezowi, który w XVI w. podbił kraj, a potem zawładnęli nim Hiszpanie.
...
Wiara katolicka nie przeszkadza jednak Indianom w odprawianiu obrządków zgodnie z ich własną prastarą tradycją.
W rejonie Chiapas pełno jest wiosek, gdzie ludność chodzi na co dzień w ludowych okryciach. W kościele katolickim pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela, w indiańskiej San Juan Chamula o niepowtarzalnym charakterze, zezwolono na odprawianie rytuałów indiańskich: mieszanki katolicyzmu i prekolumbijskich wierzeń Majów. Wnętrze kościoła było niesamowite: brak krzeseł, kamienna podłoga z położonymi na niej gałązkami, a wokoło liczne, wielkości człowieka, postacie świętych. Palące się na posadzce świece, w ilości takiej, że trudno było się pomiędzy nimi poruszać, oświetlały mrok. Lustra otaczające postacie świętych odbijały światło.
...
Opuściłam Jukatan, aby przenieść się na zachód do Los Mochis. Tutaj zorganizowane wycieczki z Polski nie docierają. Wsiadłam do meksykańskiego „Orient–Expresu” jadącego przez najdzikszy rejon: wąwozy i kaniony Barranca del Cobre, czyli Miedzianego Wąwozu – cztery razy większego od słynnego amerykańskiego Colorado.
Trochę liczb: wysokość gór przekracza 3000 m, a głębokość kanionów sięga 1700 m. Długość trasy do Chihuahua wynosi 661 km i jest na niej 87 tuneli i 37 mostów. Cena biletu – adekwatna do widoków! Budowa trasy trwała 90 lat i została ukończona w 1961 r.
Zrobiłam przystanek w połowie trasy w Creel, gdzie zafundowałam sobie wycieczkę m.in. do jaskiń, w których zamieszkują Indianie plemienia Tarahumara (tzw. Biegacze). Atrakcją tej wycieczki było podziwianie przepięknej natury, którą dodatkowo upiększali bajkowo kolorowi i uśmiechnięci, lecz milczący i jakby nieobecni, mieszkańcy. Ale zezwalali się fotografować.
...
Jest też w Guanajuato ulica pocałunków, mająca 68 cm szerokości, tak że, wg legendy, zakochany górnik z kopalni srebra mógł się całować z ukochaną stojąc na balkonie vis-a`-vis jej balkonu.
...
Podstawą meksykańskiego jedzenia jest „tortilla” z „salsą” przyrządzaną na różne sposoby, ciekawostką zaś „nopal”, czyli szparagi z liści lub łodygi opuncji. Można popijać „Coroną” (słynne piwo – wiadomo, a pije się go z limonką) lub tequilą, albo dla smakoszy, mezcalem z robaczkiem na dnie. Czyżby stąd się wzięło powiedzonko o „zalewaniu robaka”?
...
Stolica powstała na terenie dawnego jeziora i właśnie to podłoże sprzyja trzęsieniom ziemi i powoduje zapadanie się budynków, stąd krzywe wieże kościołów. Rewelacyjne jest Muzeum Antropologii, gdzie spędzić można cały dzień, a wieczorne słuchanie serenad muzyków, zwanych mariachis, najlepiej na placu Galibardiego, wprawia w cudowny nastrój.
Frida Kahlo była interesującą osobą, niezależnie od tego, że byłą świetną malarką i żoną słynnego muralisty Diego Riviery i dlatego nie ominęłam jej muzeum w niebieskim domku w dzielnicy Coyoacan.
Miasto Meksyk można zwiedzić wg wskazań licznych przewodników, a jest tego naprawdę sporo.
Ostatni dzień postanowiłam wypocząć w Xochimilko, w słynnych ogrodach, jedynych pozostałościach prekolumbijskich miast na wodzie. Ale potraktowałam to jako wyjazd do meksykańskiego Powsina.
Za to ostatni wieczór w Meksyku – stolicy i państwie Meksyk spędziłam na słuchaniu zespołu Yaotecame Tletonatiu na ulicy w pobliżu głównego zocalo, obdarowano mnie w czasie występów ulicznych prawdziwą fasolą-gigant, udającą grzechotkę, której tańczący i śpiewający Indianie używali, jako instrumentu muzycznego, pomalowaną na żółto i z dopisaną dedykacją: ”dla Gracielli”,
Wzbogaciła kolekcję wspomnieniową moich podróży.
święto św. Józefa